wtorek, 16 października 2012
cold cold cold
Od dawna już podejrzewam się o szczególną więź z kołdrą. Szczerze? nie znam innego człowieka, który prowadziłby kuchenno-pościelny tryb życia. Wstaję, jeżeli nie wstaję to siedzę w łóżku. Wracam- łóżko. Jem-łóżko. Piszę coś-łóżko, jakakolwiek inna randomowa czynność również wykonywana jest w łóżku. Nie ma w moim przypadku nic bardziej life-style'owego niż kołdra, poduszka i megahipterski kubek. Muszę też wspomnieć o dość na wyrost użytym wyrazie ŁÓŻKO- wychodzi na to, że moją przestrzenią życiową są dwa materace położone na podłodze. Nie wiem czy się chwalę, czy żalę. Wyrażając wagę moich stosunków z pościelą chciałam chyba podkreślić jak bardzo dopadła mnie jesień. Poranki ciemne jak espresso nie zachęcają do wczesnego rozpoczęcia dnia, albo rozpoczęcia go w ogóle. Jedyne o czym marzę codziennie to możliwość kompletnego olania życia na rzecz bezczynności. Zapowietrzony grzejnik nie obdarza mnie wystarczającą ilością ciepła, a wyjście po herbatę wydaje się być wyprawą na koniec świata. Po prostu chciałabym zapaść w sen zimowy, wyłączyć rzeczywistość, ograniczyć się tylko do siebie i zbioru puchu zamkniętego w poszewce w serduszka.
Wiem, że urodziłam się w złym miejscu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
kołda zawsze spoko :O
OdpowiedzUsuń